piątek, 13 września 2013

Limerick zakupowy

TOMASZ
ANTENA
MONIKA

WTOREK, 10.09
Dzisiejszy dzień powinien być tym najprzyjemniejszym w związku z tym co dzisiaj robiliśmy ale wcale tak nie było. Objechaliśmy dzisiaj aż trzy centra handlowe w celu obłowienia się w te jak najładniejsze a zarazem najtańsze rzeczy. I tak też się stało. Mnie i Monikę, jak to na kobiety przystało najbardziej zachwycił sklep Penneys, który jest ogromny i wypełniony wszystkimi takimi rzeczami co by mi się przydały.. Były w nim takie cudowne piżamki-body-kostiumy z Myszką Miki czy jakimś wilkołakiem, mnóstwo ubrań, butów i torebek i masa innych gadżetów. 6 godzin zakupów potrafi człowieka zmęczyć, a z resztą chyba za długo spaliśmy (a nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni) i przez to wszystko było jakieś takie cięższe. Monika z Tomkiem w międzyczasie spróbowali irlandzkiego KFC i tam zdążyli mi zrobić psikusa, a właściwie to Tomek. Poprosił mnie abym poszła po dolewkę napoju (Monika argumentowała to tym, że jeśli pójdę sama to mogę dolać Ice Tea) więc wstałam, zabrałam kubek i ruszyłam na poszukiwanie dystrybutora. I wiecie co się okazało? Dystrybutora nie ma i już prawie spytałam panią kasjerkę czy mi naleje, ale dzięki mojej blokadzie językowej (i temu, że jestem bystra jak rzeka) nie wygłupiłam się aż tak bardzo. Poza tym znowu samodzielnie zamówiłam kanapkę w subway’u. I zapłaciłam również samodzielnie. 
Po powrocie poskakałam na trampolinie (ALE CZAD!) i najedzeni udaliśmy się na spacer na którym ruchu nam nie brakowało bo wszystkich namówiłam na wyścigi. Tomcio pokazywał nam gdzie i co robił 5 lat temu i szczęśliwie wróciliśmy do domu. 

Kto mnie zna ten wie że zakupy to nie jest moje najulubieńsze zajęcie. Różnorodność zarówno zachęcała jak przerażała. Na szczęście został ustalony limit finansowy a później to i nawet czasowy i jakoś wyszło. Dzień ten okazał się bardziej męczący niż wyprawa łódką na wyspę, mimo to myślę że każdy z nas zadowolony i obkupiony :) KFC irlandzkie okazało się bardziej podobne do amerykańskiego więc nie zachwycało, za to żarcik zrobiony Antenie uratował posiłek w KFC :) 
Po pysznej kolacji udało się namówić naszych gospodarzy na wieczorny spacer po parku. Tam okazało się że nasze BOBO świetnie się dogaduje z dziećmi Marty i Jurka więc wesołych biegów i podskoków nie było końca. Spokojnie wróciliśmy do dopingowania naszej reprezentacji. Dzisiaj już bez rozgrywek nocnych w UNO bo jutro następne wycieczki nas czekają. 

To był pięknie dzień, a my na zakupach. Zaszalałem w River Island i tak jakoś zleciało:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz