piątek, 13 września 2013

Ring Of Kerry i Lord of the Dance

MONIKA
ANETA
TOMASZ
Czwartek 12.09.13
Już czuć w powietrzu że bliżej końca, ostatni dzień trasy samochodowej. Już coraz mniej na liście obowiązkowych miejsc do zwiedzenia. A mimo to jakiś nie dosyt ciągle jest, bo nie udało się pokazu irlandzkiego zobaczyć. Już nawet pogodziłam się że może w jakimś barze namiastkę zobaczę, a tu wielka niespodzianka na nas czekała. W drodze do Ring of Kerry przy drodze widać małe ogłoszenie i śmignęło mi tylko LORD of DANCE. Uśmiech od ucha do ucha ale trochę chciałoby się więcej. Pytam Tomka czy widział kiedy i gdzie, ale niestety wiemy tylko że gdzieś mają być. To już nie pierwszy żółty plakacik przy drodze który minęliśmy więc postanawiam się skupić i postanawiam że następnego nie opuszczę. Wokół widoczki, raz zarazem deszczyk spada a ja wypatruje żółtego prostokąta po lewej stronie drogi. NO i udało się rozczytać pozostałe informacje o występach 12-15.09 w INEC. Szybko za mapę i szukam tego INEC i dupka blada nie ma takiej miejscowości. W między czasie dojechaliśmy do Killarney. Miasto jak miasto a mimo to już chyba moje ulubione. Dlaczego się zastanawiacie,a no dlatego że tam o to się okazało że INEC to jakby Teatr a w nim pokaz tańca irlandzkiego. Bilety jeszcze były i mimo późnej godziny zakupiliśmy 3 na dzisiaj. Udało nam się jeszcze obejrzeć przed pokazem zamek, piękny wodospad, dróżki krajoznawcze i punkty widokowe na najwyższy szczyt Irlandii, choć on akurat schował się za mgłą. Po wycieczce wróciliśmy do miasta i tam dzięki naszemu BOBO zjedliśmy pyszny obiad. Zasługi jej są wielkie więc pozwolę jej samej się pochwalić :):)

Krótka drzemka jak na porządnych ludzi przystało po obiedzie, na parkingu przed teatrem :):) I tak odprężeni poszliśmy na spektakl. Zaskoczyła mnie średnia wieku na widowni jak i to że urządzają sobie taki biforek, przed przedstawieniem już godzinę wpuszczają na salę gdzie zakupić można napoje wyskokowe i przekąski. Następnie tanecznym krokiem wszyscy ruszają na swoje miejsca na widownię. Pokaz trwał 2 godziny z przerwą 20 minutową. Było świetnie, rewelacyjnie no po prostu bomba. Polecam wszystkim. Wracaliśmy zadowoleni nocą do domu, a czas mijał na dość żywych dyskusjach (muszę zaznaczyć,że żywe dyskusje odbywają się od początku podróży i jak zwykle jestem najbardziej atakowana bo Monika mi się sprzeciwia a Tomek ją popiera więc jest 2:1 w głosach) A jutro już droga powrotna nas czeka :(:(:(
Ja tak właściwie to przez pół drogi nie wiedziałam o co Monice z tym INEC’em chodzi i dowiedziałam się dopiero gdy już znaleźliśmy ten teatr. Na początku myślałam, że z pokazu będą nici bo późno i drogo ale całe szczęście, że się udało. Monika zapomniała wspomnieć, że byliśmy na zamku - Ross Castle wybudowanym w połowie XV wieku. Jesteście pewnie ciekawi skąd ja to wiem, a otóż moja natura podróżnika ciągnie mnie bo informacji i wyczytałam to z czegoś w rodzaju plakatu. Udaliśmy się również na Ladies View, ale mnie jako lady wcale nie zachwycił chociaż krajobraz irlandzki przypominał krajobraz amerykański - jezioro wiło się jak wąż i przypominało rzekę płynącą między dolinami. Widzieliśmy również wodospad z którego woda spadała, a w drodze powrotnej wdepnęłam w kupę wiec średnio mi się podobało. Przejechaliśmy się mega kręta drogą wśród gór i tam ścigaliśmy się z karetami. Jak wracaliśmy do Killarney to nie wiem co się działo bo zasnęłam. Ale jak już mnie obudzili to robiłam same dobre rzeczy, zaczynając od spytania pani sprzedawczyni z polskiego sklepu gdzie można dobrze zjeść. Następnie musiałam pokonać siebie i zagadać do Pana Azjaty czy ich restauracja jest już otwarta, bo właśnie tę tajską restaurację poleciła nam Pani Polka. No więc zbajerowałam kelnera, który chciał zrobić dla mnie porcję (godzinę przed otwarciem restauracji!!!) ale jak to mówią miej serce i patrzaj w serce i choć Monika i Tomek nie są sercem to na  (w) nich spojrzałam i powiedziałam, że jestem z tymi o to guys’ami (Monikę musiałam trochę umężnić bo się bałam, że pan mnie nie zrozumie jak powiem parents). Przeczekaliśmy chwilę (która dla nas głodomorów niesamowicie się dłużyła) i mogliśmy przystąpić do zamawiania. Ja zamówiłam sama dla siebie (to kolejna dobra rzecz). Tomasz poszedł po auto gdy przyszedł do nas wcześniej zbajerowany przeze mnie kelner i wydał nam jedzenie. Moja mądra głowa pomyślała by sprawdzić czy są sztućce i zgadnijcie co się okazało.. Sztućców nie było!!! I to był prawdziwy test - czy Antena da rade poprosić o noże i widelce dla głodomorów? Stres był ogromny bo wiecie co kelnerzy mogli zrozumieć zamiast „fork”, a kto nie wie niech zapyta to ja mu na osobności powiem. Ale udałam się tam w obstawie Moniki która jak zwykle tylko się uśmiechała i dostałam 3 noże i 3 widelce, po jednym dla każdego. Jedzonko wzięliśmy away i jedliśmy spokojnie w samochodzie, potem jak już Monika mówiła była drzemka i na wystąpienie. TO BYŁO NIESAMOWITE. Całej naszej trójce najbardziej się podobało jak panowie wychodzili na scenę i tupali (stepowali znaczy się), całą naszą trójkę najbardziej wkurzała taka pani która swoim śpiewem przerywała tańce. Było kolorowo, żywiołowo i rytmicznie. Tata odwiózł nas do domu i wszyscy grzecznie poszliśmy spać.
Namiastka Ring of Kerry, jaką pokonaliśmy była dla mnie zawsze majestatyczny miejscem. W tych krajobrazach brakowało mi tylko gdzieś w oddali dinozaurów przemierzających skalne krajobrazy. Tutaj popełniałem najpiękniejsze zdjęcia w moim mniemaniu. Ale mniejsza z widokami. Lord of the Dance, marzenie Moniki, jednocześnie i mnie zaciekawiło, mimo że widziałem irlandzki taniec ale jednak nie na tak wysokim poziomi, jaki miał być chyba pokazany. Ten taniec w wykonaniu kobiet przypominał mi biegające po polu konie, machające nóżkami w nierytmiczny sposób, na pierwszy mój rzut oka, po którymś tańcu te ruchy wydawały mi się już powtarzane tylko sceneria i kostiumy się zmieniały. Kostiumy Kobiet były bardzo ciekawe, chętnie bym sprawił z dwa takie dla Moniki. Tańce w wykonaniu płci pięknej przypominały mi motyle, były lekkie i jedwabne, powabne, seksowne i stylowe. Byłem zauroczonym ich pierwszym tańcem, później to już powtarzane ruchy  i więcej golizny, pewnie żeby męska część widowni się nie zorientowała że już tak samo machają pytkami. Za to Faceci, dali radę, pokazali to co w sumie każdy facet chce pokazać, siłę i moc, takiego stepowania nie widziałem dawno, w a sumie nigdy nie widziałem na żywo stepowania, więc poprzeczka została powieszona wysoko. Szybkość stepu głównego bohatera była godna podziwu. 


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz