piątek, 13 kwietnia 2012

Chicago


11-12.04.12 Chicago
Droga to Chicago minęła nam spokojnie, jeszcze tylko na przedmieściach krótki przerwa żeby Tomek mógł się załatwić a ja w tym czasie poznałam Pana Murzyna twierdzącego że wyglądam jak modelka Całą tą wiadomość był gotów powtarzać gdybym mu dała 1$. Będąc w tym czasie realistką podziękowałam i zamknęłam drzwi z nie cierpliwością już czekając na Tomka.
Wrażenia z Chicago!!!!
Mogliśmy pozwiedzać to ogromne miasto nocą. Cisza i bezludzie. Mimo że budynki sięgały nieba nikt nie miał się tym zachwycać. Na szczęście Amerykanów Tomasz i Monika przyjechali. Mimo zimna wybraliśmy się na zwiad i trudno określić słowami. Powiem inaczej, nie zachwycam się normalnie architekturą, zabytkami i itp., a tu budynek wyższy od żyrafy a nawet od wieży Eiffla. Karki aż nas bolały od zadzierania głów. Pojechaliśmy sprawdzić gdzie Zoo, gdzie Wielki Młyn i mimo że ruchu prawie nie było trudno było się poruszać po ulicach jednokierunkowych 4 pasmowych. Do tego wszystkiego GPS też popadł w zachwyt i nie zawsze odbierał sygnał na bieżąco. Zmęczeni na maksa zaparkowaliśmy gdzie się udało (postój możliwy tylko do 7) i drzemoora. Rano Tomaszek odkrył że znowu przekroczyliśmy strefę czasową i tak zyskaliśmy dodatkową godzinę snu J Kierowani potrzebami wyższymi zmieniliśmy miejsce postoju które ukazało nam piękną panoramę miasta. Aż podskoczyliśmy z zachwytu


Długo nie kazaliśmy rozbieganemu miastu na nas czekać. Mimo wczesnej pory mieliśmy nie lada problem żeby znaleźć parking który znaleźliśmy w nocy, i tak udało się zatrzymać blisko centrum na małym parkingu. Pierwsza ulica i zostaliśmy  wciągnięci do wiru śpieszących się ludzi. Szybkie śniadanie w McDonaldzie, dodam że rytuał ten jest podtrzymany przez ze względu darmowego internatu a nie potrzeb wyszukanego smaku kulinarnego. Mieliśmy trochę czasu przed otwarciem tarasu widokowego tak więc spacer do Parku, a tam…..

W parku pięknie słoneczko świeciło i dobrze nam się siedziało, niestety niecierpliwość niektórych z nas nie pozwoliły na dłuższy relaks. Ruszyliśmy na Sea Towers na Skydesck. Wycieczka imponująca, widoki zapierające dech w piersiach, i tam człowiek sobie myśli że Amerykanie mają jakiś kompleks. Osobiście jestem pod wrażeniem porządku, gdzie małe zabudowy tam małe a gdzie można poszaleć, wybudować biurowce hen hen w górę to tak budują.

Moje wrażenia z tego miasta:
Primo – Ludzie się nie uśmiechają, diagnozuję to brakiem słońca w miejscu pracy. Mimo południa na niektórych uliczkach panowała ciemność.
Secondo – jak dla mnie najładniej było na obrzeżach gdzie małe kamieniczki były ślicznie wykończone, cisza i spokój a do tego widok na panoramę miasta zupełnie by mi wystarczył.
Gdybym miała wrócić tu jeszcze kiedyś poszłabym na Wielki Młyn bo nam się w końcu nie udało.

O tak Chicago w nocy było cudne i zarazem przerażające, mimo ogromu budynków byliśmy jedynymi ludźmi poruszającymi się po mieście. Centrum było chyba tylko miejscem pracy dla tych wszystkich ludzi. Spacer nie był długi bo zimno i zmęczenie docierało do nas z podróży. Wbrew pozorom i naszych obaw że nasz grafik jest napięty, wyprzedzamy już go trochę. Możliwe to przez nudną Niagarę lub pogodę podczas jej zwiedzania. Za to Chicago już od rana serwowało nam świetną prognozę na cały dzień. Tak też się stało cały dzień bezchmurny i słoneczny. Spacer po przecznicach i alejach miasta, w dotarciu do parku w którym znajdowała się Cloud Gate, było takie filmowe, może to banał ale często używamy takiego określenia. Przesyceni wszyscy jesteśmy tymi wszystkimi filmami amerykańskimi. Widzieliśmy też sławną nadziemną kolejkę. A sam park zachwycił nam jak ja to bym określił szklaną łzą lub kroplą wody. W Chicago wszędzie czuć artystyczną dusze tego miasta, zróżnicowana architektura, co chwila jakieś muzea, teatry, pomniki i rzeźby lecz nie jakieś zwykłe rzeźby Katastrofy smoleńskie czy Jana III Sobieskiego, tylko jakieś wygibasy i poskrętasy z łyżką na głowie. Mimo że nie odwiedziliśmy ZOO ani nie byliśmy na diabelskim młynie nie czuje niedosytu tego miasta. Byliśmy za to nad Jeziorem które było ogromne jak morze. Piaseczek i szum plaży, to mi się od dawna marzy. Po za tym widok na panoramę Chicago i słoneczko, czego można więcej chcieć Zresztą sami zobaczcie na zdjęciach.

A teraz pędzimy jak na razie 1,400 km mamy do Pokonania a kiedy to nam się uda czeka nas widok czterech głów prezydentów czyli Góry Rushmore.
I mamy już nasze pierwsze nowe koszulki z Chicago, nie kosztowały 1$ jak zakładałem ale 5 dolców to też dobra cena ;-)

Nasza wieża widokowa Nocą 
 

Przed wejściem na Sky Deck



Poranek
 Jak każdy szanujący się obywatel Chicago zaczynam dzień od Jogi i Taj ci

Kilka Podskoków i jesteśmy gotowi do zwiedzania



Monika i jej Siostra bliżniaczka

A tu Tomasz i jego brat bliżniak


Teatr w Chicago, podobno na wypasie w środku ale niestety był zamknięty, sprawdzałem kilka drzwi :((

Jak przyjedziemy następnym razem taki widok będziemy mieli z naszego pokoju ;-)






I nasz piękne pierwsze koszulki z Chicago

4 komentarze:

  1. oh i ah.... a panoramy... a szklana podłoga...brrr...

    OdpowiedzUsuń
  2. To co piszecie jest lepsze od jakiej kolwiek komedii, filmu sensacyjnego czy serialu. ja na wasze wpisy czekam bardziej niż na premiere filmu w kinie, czy kolejny odcinek terranowy, czy dextera ;D dzis cały dzień sprawdzałam, czy już coś napisaliście ;)
    chyba powinniście.... zabrać nas tam ;)

    OdpowiedzUsuń