środa, 11 kwietnia 2012

Droga do Chicago


Droga nocą J
Ze względu na bezpieczeństwo Tomasza i moje prowadzę auto nocą, mniejszy ruch na drogach pozwala mi jakoś ogarnąć amerykańskie drogi, niestety nie dzisiejszej nocy. Jechaliśmy przez amerykańskie wioski żeby nie płacić za drogi, spokój cisza, niestety od wioski do wioski mamy lasek a w nich dziką zwierzynę chętną na nocne marsze. Wyjątkowo dzisiaj miały NINO (nocną imprezę na orientację ) z elementami które przeżyje przejście przez ulicę. Dwa razy udało się w ostatniej chwili zatrzymać przed patrolami z saren. Ze strachu że może się skończyć to źle ruszyliśmy na drogę ekspresową  z myślą o zbliżającym się noclegu na Rest Area. Nie wiecie jakie było nasze zaskoczeniu gdy zaczął spadać śnieg, deszcz, grad. Wszystko to na Muminka, drogę i wszystko. Były momenty gdy byliśmy szybciej od deszcze i śniegu i coś widziałam na drodze, niestety długo nie pośmigałam w taką pogodę i zatrzymaliśmy się przed McDonaldem. (Dzięki czemu mogliście już od rana czytać wczorajszy wpis J )
Tomaszek jakoś wywiózł nas na jakiś dziki parking i udaliśmy się do naszej sypialni na spoczynek. Mogę dodać jedynie od siebie że Monika była bardzo dzielna w tych warunkach, jestem z niej dumny i wszyscy też powinni być że dała rade, mam filmik z tej śnieżnej zamieci więc będzie można będzie popatrzeć w Polsce jak Monika wymiata podczas śnieżycy J

11.04 Droga do Chicago
Wstaliśmy znowu bardzo wcześnie, pewnie dlatego że było strasznie zimno i nie dało się już spać. Podjechaliśmy na Rest Area i poranna toaleta została zaliczona.  I ruszyliśmy, najpierw powoli, jak żółw ociężale, a później jak Tomasz dodał gazu to wszyscy na drodze poczuli respekt. Tak to Ci z polski przemierzają mile, niczego się nie boją. Codzienny rytuał, który mamy od wczoraj, nakazał udać się na śniadanie do McDonalda. Słowo wyjaśnienia czemu właśnie tam : a no bo Internet  za free i można do Mamy zadzwonić. Dzisiaj Szef Kuchni Tomaszek upolował burito za 1$. Smaczne było choć mało mięsa. Kilka słów do Polski i w drogę. Droga mijała nam spokojnie, nie wielki ruch, wielkie ciężarówki i tak na zmianę. W przewodniku znaleźliśmy największy tor RollerCosterów który pośpiesznie chcieliśmy zwiedzić, Niestety takie atrakcje od 12 maja więc tylko z daleka i wyobraźni mogliśmy pozwiedzać. Następny przestanki do stacja benzynowa gdzie już wiemy jak tankować (proces samoobsługowy nie tyle skomplikowany co na pierwszy rzut oka dziwny).  Z tęsknoty za polskimi rarytasami na obiad udaliśmy się do KFC. A tu wielka niespodzianka bo mięso to raczej jakieś kuzynostwo kurczaka, panierka  Ja dokończę bo Monika poszła do toalety, panierka była jakaś blada i bez smaku, no może po za wyczuwalnym pieprzem który chyba miał być „hot” ale to żadne porównanie do naszych pięknych, zdrowych, tętniących mięsem kurczaków i jakże przepysznych, wyrafinowanych i aksamitnych oraz ostrych w smaku przypraw jakie do niego stosuje polskie KFC. Jednym słowem już nie wpadniemy na kurczaki które smakują jak podeszwa. Tak właśnie J

Ruszyliśmy dalej, przez łąki, lasy i doliny. Czy się stoi czy się leży po obiedzie drzemka się należy. Postój przepadł nam w East of  Jackson.  Szybko zapakowaliśmy się do sypialni i drzemora. Nasze ciałka już się dostosowują a nawet polubiły tylną kanapę. I tak oddaliśmy się w ręce  Morfeusza nie spodziewając się nic a nic co nas może czekać po przebudzeniu. My sobie spaliśmy dobrych  6 godzin a nasz Muminek postanowił zrobić nam pierwszego psikusa. Jak myślicie że można iść spać i zostawić kluczyki w stacyjce to bądźcie przygotowani że akumulator Wam padnie. My nie do końca byliśmy na to przygotowani. Jak głosi starochińskie przysłowie nie poznasz dróg póki nie wyzwiesz pomocy drogowej. Z ręką na sercu, na dobra na klawiaturze, my amerykańskie drogi poznajemy pełną gębą, pomoc wezwana.  
Chciałem tak szybko wskoczyć pod śpiworek że zapomniałem nie tylko wyjąć kluczyki ze stacyjki co wyłączyć świateł. Około 18 czyli jakieś nasze 2 godziny snu Muminek nam się rozładował. A więc budzę się około 21 na siku a tu ani światło w środku się nie pali, samochód nie chce się otworzyć magicznym guzikiem od środka, kluczyki nie chcą się wyciągnąć ze stacyjki, Wtedy już wiedziałem padł nam akumulator a nawet dwa bo w bagażniku też mamy jeden, ale też nie dał nam rady J

Głupota ma wielka i niepotrzebna, na szczęście przewidziałem takie lub podobne coś i wykupiłem pakiet wsparcia drogowego, wystarczyło zadzwonić. Na szczęście byliśmy na parkingu gdzie są automaty telefoniczne, dodzwoniłem się i rozpocząłem moją długą rozmowę z miłą panią, która musiała się dowiedzieć ode mnie wielu informacji żeby wysłać do nas pomoc. Na tablicy przy telefonie znajdowały się potrzebne informacje  że jesteśmy na parkingu przy drodze I-94 na 150 mili i 10 mil od Jackson. Niestety nie wiedziałem w jakim Stanie, myślałem że w Ohio lub w Illinois niestety coś nadal się nie zgadzało, na telefonie zauważyłem napis Grass Lake Rest Arena, więc mówię pani czy może to to, a ona żebym przeliterował, z G i wymyśleniem imiennie nie było problemu ale już dalej było trochę więc musiałem coś szybko skojarzyć więc, mówię R jak Roosevelt A jak pierwsza litera alfabetu S jak Sinatra i znowu Sinatra, L jak lizak ( lollipop) znowu A jak pierwsza litera alfabetu, ale pani mi przerwała z zapytaniem czy nie mogę kogoś zapytać gdzie jestem, na szczęście wchodziła jakaś pani „ przepraszam czy jesteśmy w stanie Ohio czy Illinois ?” a ona „ w Michigan” i już wszystko było jasne. Kazała czekać go godziny a jak po godzinie nikt nie przyjedzie to zadzwonić jeszcze raz. Po 20 minutach pojawił się Greg I w przeciągu 2 minut już mieliśmy muminka uruchomionego. Co za ulga i ruszyliśmy w dalszą drogę do Chicago. A dokładnie jesteśmy godzinne od Chicago.

Toaleta w Ohio

Pełno ciężarówek w dwóch kierunkach



Chyba Cleveland


Zamknięty park w Sundusky :((

Największy komin na świecie :-)





Muminek ziewa

Muminek wstaje z pomocą Greg-a



Monika night rider jedzie Muminkiem


2 komentarze:

  1. normalnie Wy to bez przygód nie możecie ;D Monika, Ty to normalnie wiedziałaś kiedy prowadzić auto ;P
    dopiero 3 dzień waszej wyprawy, a Wy już tyle zobaczyliście ;) ale kusicie na taki wyjazd;) może zamiast wesela..... ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. No normalnie musicie... ale żeby rozładować akumulator... phi... takie to mało spektakularne :) ... L jak Lollipop...wyczuwam tu Pawła...:)

    Mobilki i Muminki - szerokiej drogi!

    OdpowiedzUsuń